fbpx

Polacy są najbardziej zestresowanymi pracownikami na świecie. Tak przynajmniej wynika z najnowszego badania firmy badawczej Extended DISC, która opublikowała tzw. narodowy wskaźnik stresu pokazujący, jak dalece ludzie odczuwają harmonię i spokój w życiu i pracy w różnych krajach. Do głównych przyczyn stresu, jak wykazały badania, należy głównie brak równowagi między pracą a życiem osobistym, łączenie kilku ról, na przykład menedżera i rodzica oraz presja na wyniki. Polscy menedżerowie mogliby pozazdrościć kolegom z Niemiec, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, czy USA, którzy ze stresem radzą sobie od nich o wiele lepiej. Ale w tych krajach od dawna funkcjonuje w korporacyjnej codzienności pojęcie „wellness”, które oznacza maksymalizowanie ludzkiego potencjału, pełną świadomość swojego życia oraz równowagę pomiędzy wszystkimi jego aspektami: duchowym, emocjonalnym, intelektualnym, fizycznym, jak też dobre relacje z innymi ludźmi, czy środowiskiem naturalnym. (tu uwaga: ten podział na obszary jest mojego autorstwa)

Termin wellness stworzył w latach 50. XX wieku Amerykanin Halbert Dunn, ówczesny dyrektor Narodowego Biura Statystyk Zdrowia w USA. Prowadzone przez Amerykanów badania wykazały, że pracownicy, którzy określili swój poziom równowagi praca-życie jako wysoki wykazują znacznie wyższe zaangażowanie w pracę od tych deklarujących niski poziom równowagi. Także ich ogólny stan zdrowia i kondycja psychiczna jest znacznie wyższy, a odczuwalny poziom stresu – dużo niższy. To dlatego europejski i amerykańskie przedsiębiorstwa inwestują na potęgę w treningi „wellness” dla pracowników. Prowadzą je psychologowie, coachowie, specjaliści zdrowego stylu życia czy trenerzy jogi i medytacji. W Stanach Zjednoczonych firmy, które je zapewniają, płacą nawet niższe składki zdrowotne, bo statystycznie pracownicy są wówczas mniej narażeni na choroby, ale i bez zachęt finansowych ich wprowadzanie do biznesu może się opłacać. – Stosowanie wellnessu jako elementu zarządzania firmą (stąd pojęcie „corporate wellness”) polega przede wszystkim na dbaniu o zdrowie psychiczne i fizyczne pracowników. Firma może opłacać zajęcia typu fitness, joga, odnowa biologiczna czy organizować szkolenia z zakresu rozwoju osobistego– wyjaśnia Beata Dyraga, prekursorka szkoleń wellness w Polsce, która w latach 90. prowadziła jeden z pierwszych w Polsce ośrodków wellness, , od paru lat właścicielka Grupy Szkoleniowo-Doradczej PRODIALOG. 70 procent jej klientów to korporacje, które swoich pracowników – głównie menedżerów wyższego i średniego szczebla – wysyłają na warsztaty „balans praca-życie, czyli jak zwolnić a być pierwszym na mecie”, czy „kurs praktyki świadomej obecności”. Często uczestniczą w nich całe zespoły, które oprócz zajęć w sali szkoleniowej rozwijają swoją świadomość ciała i umysłu na łonie natury. 

Tego typu zajęcia –będące połączeniem pracy w grupach, scenek rodzajowych, rozmów i wykładów z ćwiczeniami oddechowymi, ruchowymi czy medytacją, w Polsce zyskały popularność dopiero parę lat temu. Zaczęło się od zachodnich korporacji, które w ramach idei odpowiedzialnego biznesu zajęły się również sferą duchową pracowników i ich rozwojem osobistym, ale w ostatecznym rozrachunki chodzi o zwiększenie ich efektywności. – Stosowanie wellnessu w zarządzaniu pozwala zmniejszyć wskaźnik rotacji pracowników, a tym samym obniżyć koszty ich wymiany, zmniejszyć koszty związane ze zwolnieniami chorobowymi, podnieść lojalność pracownika, jego efektywność, a tym samym wyniki finansowe firmy. Pozafinansowe korzyści, jakie otrzymuje pracownik, pomagają też jego pracodawcy budować pozytywny wizerunek.  – twierdzi Beata Dyraga. 

Z tego założenia, jako jedno z pierwszych przedsiębiorstw w Polsce, wyszła polska spółka koncernu Mars. Do opieki nad zdrowiem fizycznym i psychicznym pracowników zatrudniła lekarza i szkoleniowca, Przemysława Duchniewicza, który od czterech lat wdraża w niej program prozdrowotny Mars Wellness. Pracownicy firmy, produkującej, skąd inąd nie mające nic wspólnego ze zdrowym podejściem do życia, batoniki Mars czy Snickers, oprócz dostępu do opieki medycznej i zajęć sportowych, przechodzą szkolenia z profilaktyki zdrowotnej, warsztaty „zarządzania energią życiową na Marsie”, czy „work life balance”, podczas których uczą się m.in. jak upraszczać swoją pracę, kreować umiejętności przywódcze, delegować obowiązki, czy zadbać o własną odporność psychiczną i siłę wewnętrzną. Po wdrożeniu programu okazało się, że  ryzyko wystąpienia niektórych chorób u pracowników zmniejszyło się z 35 do 15 procent, wzrosło ich zadowolenie z wykonywanych obowiązków, za to zmniejszył się tzw. presenteeism, który w wolnym tłumaczeniu można określić jako „obijanie się” w miejscu pracy („bierna obecność” wg tłumaczenia p. Beata Dyraga)

Narzędziem do pomiaru skuteczności działań corporate wellness dysponuje też Beata Dyraga. Przyznaje jednak, że mierzenie wpływu edukacji z zakresu corporate wellness na wyniki firmy jest bardzo trudne, bo na efektywność pracowników wpływa, oprócz zdrowia psychicznego czy fizycznego, zbyt wiele czynników.